poniedziałek, 20 września 2010

Jest dobrze

W kwestii oswajania kociastych. Jest naprawdę dobrze.

W sobotę popołudniu sprawy kuwetkowe mieliśmy już wyjaśnione :) Zaledwie po jednym dniu pobytu u nas wszystkie grzeczniutko już chodziły do żwirku. Kopią teraz zawzięcie i bardzo dokładnie i szczelnie zakopują wszystko to, co w kuwecie wyląduje :)

W sobotę zrobilismy im większy "kojec". Nie mam niestety klatki porządnej, więc pocięliśmy i złączyliśmy dwa wielkie pudła. Zaczęliśmy je zachęcać do zabawy kocią wędką. Serce rosło, kiedy widzieliśmy jak wystraszone, wbite dotąd w kąt pudełka, skulone ciasno jeden na drugim kocięta szeroko otworzyły oczy i z wyraźnym zaciekawieniem zaczęły podchodzić do zabawki. Pierwszy zaczął bawić się Czarny. Po chwili dołączył do niego Nosek. Zaczęły się dzikie skoki i susy. Nie ważne czy lądowały w misce z jedzeniem, w mleku czy też na innym kociaku. Fikołki, wywrotki... jak w amoku - byle złapać zabawkę. Tylko Pirat siedział wciąż w kącie i nie dawał się wciągnąć w zabawę. Kolejnego dnia jednak i on uległ magii kociej wędki i też poddał się instynktowi polowania na ruszający się obiekt :)

Przez cały tydzień siedziały jeszcze w pudełku. Braliśmy je na ręce coraz częściej, a one coraz mniej się bały i coraz rzadziej witały nas sykiem i prychaniem. Strach powoli ustępował, więc pojawiła się chęć na zabawy. Kocie zapasy w pudle były tak intensywne, że baliśmy się czy kartonowe pudło wytrzyma taką presję. Uwielbiane przez całą trójkę zabawy z wędką odbywały się czasem w pudełku a czasem  na moim łóżku.

W końcu w sobotę - czyli po tygodniu pobytu kociąt u nas - wypuściliśmy je samopas na pokój...

To, co potrafią wyprawiać 3 małe koty nie da się opisać żadnymi słowami.
Dzikie galopady przez cały pokój, biegi w te i nazad, bez ładu, składu, celu. Byle biegać i skakać, jak najszybciej, gdzie się tylko da. Nie wiadomo który jest tym, co goni a który tym co ucieka...

Tydzień opieki, oswajania, zabawiania został nam wynagrodzony w sobotę wieczorem. Zasypialiśmy przy najpiękniejszej kołysance kociego mruczanda... :) Kociaki powłaziły nam do łóżka, poukładały się, gdzie któremu było wygodnie i po paru zaledwie głaskach zaczęły przepięknie i niezwykle głośno mruczeć.

No i tak sobie hasają z przerwami na kocie drzemki. Nie chowają się po kątach, nie boją się już tak bardzo. Tylko Piracik jest jeszcze trochę wycofany i syknie, kiedy sie go chce dotknąć. Ale potem nieruchomieje i pozwala się głaskać a czasem nawet też załącza traktorek... :)

W ciągu tygodnia zrobiły ogromne postępy. Z zahukanych, ciężko wystraszonych kociąt zrobiły się pełne animuszu małe tygrysy :) Aż się boję co to będzie dalej... :D

Parę zdjęć:

To jeszcze w pierwszym mniejszym pudle, pierwszego lub drugiego dnia:

A tu już po kilku dniach:
Pirat i Nosek
Pirat z misiami
Nosek
Czarny z kołami do góry. Na tylniej łapie Czarnego śpi Nosek.
Czarny zwiedza dom - na drapaku z rezydentką kotką Helenką

Brak komentarzy: